Nowy management Knicks, jak już zaczął działać, to na ostro. Dzisiaj mijał termin na wykorzystanie opcji w kontraktach. I jak się ostatecznie okazało, nowojorczycy nie brali jeńców. No, może jednego.
Najsmutniejszą dla nas informacją, był brak przedstawienia nowej oferty kontraktu Damyeanowi Dotsonowi. Wydaje się, że shooting guard, który był jednym z najlepszych defensorów w zespole, a dodatkowo solidnym strzelcem z dystansu, powinien w końcu dostać większą rolę w drużynie (szczególnie, że trenerem jest Thibodeau). Niestety, zarząd Knicks zdecydował inaczej i Dot trafi na rynek wolnych agentów.
Kolejnym zawodnikiem, któremu nie przedstawiono oferty kontraktu jest Kenny Wooten. I znowu lekkie zdziwienie, bo wydawało się, że center o charakterystyce podobnej do Mitchella Robinsona, mógłby być ciekawym uzupełnieniem ławki.
Organizacja zdecydowała się na wykorzystanie opcji w umowach Taja Gibsona, Bobb'ego Portisa, Wayne'a Ellingtona oraz Theo Pinsona. Jest prawdopodobne, że Gibson powróci na zmienionym kontrakcie. Podobne plotki dotyczą Portisa, ale to wydaje się mniej prawdopodobne. Ellington i tak był porażką, wyłącznie przepaloną kasą. Co robił Pinson w Knicks, to nie wiem. Ale co się nabył, to jego.
Na koniec pozostały kontrakty niegwarantowane. Dni Elfrida Paytona były policzone już wcześniej. Knicks potrzebują point guarda, który potrafi zdobywać punkty, szczególnie z dystansu. Tego Elfrid Bez Grzywki nie potrafi robić. Pozostanie po nim wspomnienie i milion dolarów w salary cap.
Jedyny, który ocalał z masakry, to Reggie Bullock. Knicks zdecydowali się w pełni zagwaratować jego kontrakt. Podobno jego gra podpasowała coachowi Thibodeau.
Dzięki tym ruchom nowojorczycy uwolnili ponad 41 mln $ w salary cap oraz zwolnili pięć miejsc w kadrze. Zobaczymy na co wykorzystają je Knicks.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz