W USA trwa liczenie głosów w wyborach prezydenckich, NBA zeszła na drugi plan. Tylko gdzieś w tle mignęła wiadomość, że liga przymierza się do startu 22 grudnia. Perspektywa powrotu ekipy Knicks na parkiety niezmiernie nas cieszy, ale na chwilę obecną najważniejszy jest zbliżający się powolnym krokiem Draft 2020. Wyznaczone na 18 listopada 2020 roku wydarzenie tym razem odbędzie się w obiektach ESPN w Bristolu (Connecticut) w formie telekonferencji. Kolejna ważna data nastąpi dwa dni później, gdy kluby będą mogły podpisywać kontrakty z wolnymi agentami.
Jak zwykle Knicks nie mieli szczęścia w loterii i zamiast bić się o LaMelo Balla mając jeden z trzech pierwszych numerów, będziemy wybierać z numerkami 8, 27 i 38. Rozbudowany w ostatnich tygodniach dział skautingu będzie miał więc spore pole do popisu. Wybory będą tym trudniejsze, że tradycyjny turniej March Madness z powodu epidemii koronawirusa został w tym roku odwołany, a wszystkie rozgrywki na innych kontynentach były kończone w mocno okrojonych warunkach. Jak w takich czasach ocenić wartość i potencjał zawodników? Czy nowy management Knicks nie ulegnie pokusie handlowania tym co mamy najcenniejsze (Barrett, Robinson) w zamian za jakiś idiotyczny kontrakt typu Westbrook czy Paul?
W związku z ogólnym lamentem, który tradycyjnie przy okazji tematów dotyczących Knicks pojawił się w sieci (że niski numer, że znów wybierzemy jakiegoś przeciętniaka, gdzie som all-stary?), chcemy Wam pokazać, że z niższymi numerami również można trafić perełkę (np. Mitch), a wysoki pick nie gwarantuje bycia gwiazdorem. Przeanalizowaliśmy wybory Knicks z ostatnich 20 lat (jako datę graniczną wyznaczając ostatni występ NYK w finałach NBA - 1999), z przyjemnością odbywając podróż w czasie do mrocznych sezonów okraszonych sporą dawką skandali i nieudacznictwa.
2019 rok
3 pick – R.J. Barrett - jeden z filarów na których Knicks powinni budować swoją przyszłość. Zanim wystrzelił talent Ziona, Barrett był w mockach nr 1. Wychowanek Duke w debiutanckim sezonie zaliczał średnio 14,3 pkt, 5,0 zb, 2,6 as, 1,0 prz zaliczanych w 30,4 minuty. U Toma Thibodeau powinien grać jeszcze więcej. Oby tylko nie dał się zajechać jak swego czasu Derrick Rose.
55 pick – Kyle Guy – oddany do Sacramento Kings za 47 pick Ignasa Brazdeikisa. Litwin wyróżnia się w G League, zdobywając powyżej 20 pkt/mecz. Brazdeikis był przywoływany z Westchester Knicks 9 razy, w tym sezonie powinien dostać więcej szans.
2018 rok
9 pick – Kevin Knox - na razie niespełniony talent. Poprzedni sezon to duży zjazd w kwestii statystyk jak i roli na boisku, która zamiast wzrastać na znaczeniu spadła do grania tzw "ogonów". Nadzieję możemy pokładać w tym, że do sztabu szkoleniowego został dodany jego trener z Kentucky - Kenny Payne, który spróbuje dotrzeć do psychiki Knoxa i odbudować go w ramach organizacji.
36 pick – Mitchell Robinson - król bloków i alley-oopów, gracz wokół którego powinno się budować przyszłość Knicks. Thibodeau powinien go z automatu przesunąć do pierwszej piątki i pracować nad dwoma elementami: nad tym, żeby nie łapał głupich fauli i nad grą tyłem do kosza.
2017 rok
8 pick – Frank Ntilikina - wieczny talent, długie łapska, parę widowiskowych przechwytów, ale ma za sobą zmarnowane 3 lata (178 meczów, średnio 6,0 pkt i 3,0 as.). Na razie znikąd nadziei, że będzie lepiej - parę zdjęć przedsezonowych z napiętymi muskułami to za mało, żeby dobrze grać w NBA. Później wszystko weryfikuje boisko. Może Thibodeau zrobi z niego lidera defensywy, ale widoków na to brakuje.
44 pick – Damyean Dotson - świetny sezon 2018/2019, który rozbudził nadzieję na to, że w końcu mamy dobrego gracza 3&D. Ostatni rok słabszy jak całej drużyny. Ma spory potencjał na dobre 25 minut z ławki. Na razie bez kontaktu z Knicks na kolejny sezon, szkoda by go było stracić, ale nie takich talentów Knicks już się pozbywali bez walki, więc nic nas w tym temacie nie zdziwi.
58 pick – Ognjen Jaramaz - gracz z pozycji 1/2, wybrany w drafcie przez Knicks, potem oddany do Houston Rockets w większej wymianie za Pablo Prigioniego. Nigdy nie zagrał w NBA. Obecnie zawodnik Partizana Belgrad.
2015 rok
4 pick – Kristaps Porzingis - krótka historia o tym jak wychować all-stara i oddać go za bezcen. W dzień draftu Łotysz został wybuczany. Parę miesięcy później ta sama publiczność pokochała go za efektowną grę. Obrażony na management Knicks, Porzingis został oddany do Dallas, gdzie tworzy świetny duet z Luką Donciciem. Minusem jest jego wieczna kontuzjogenność, ale szkoda, że swoją legendę będzie tworzył gdzie indziej.
2014 rok
34 pick – Cleanthony Early - bardziej niż z parkietów NBA, Early jest znany z faktu, że został postrzelony w kolano przed jednym z nowojorskich klubów ze striptizem. Dwa sezony w Knicks w roli dalekiego rezerwowego.
51 pick – Thanasis Antetokounmpo - brat Giannisa przez co może sobie w CV wpisać grę w jednej drużynie z tegorocznym MVP. W Knicks w sumie 2 mecze i 6 punktów, a potem 4-letni rozbrat z koszykówką NBA.
2013 rok
24 pick – Tim Hardaway JR - człowiek, który dwa razy wszedł do tej samej rzeki - po dwóch latach w Knicks trafił do Atlanty, gdzie się wybił i z powrotem podpisał lukratywny kontrakt w Nowym Jorku. Po czym osiadł na laurach i bez żalu został oddany wraz z Porzingisem do Dallas. Miał dobre sezony ze średnimi powyżej 20 pkt/mecz, ale nigdy nie był X-factorem, który zrobiłby w organizacji różnicę. Ojcu, legendzie Warriors i Heat nie dorasta do pięt.
2012 rok
48 – Kostas Papanikolau - zanim zagrał swój pierwszy mecz w NBA dwa razy był wymieniany jako balast. Jaki był zatem cel jego wyboru w drafcie? Nie wiemy czy sympatyczny Grek w ogóle zdążył wylądować na JFK zanim został przehandlowany. Żyjąca legenda Olympiakosu Pireus.
2011 rok
17 pick – Iman Shumpert - mistrz NBA u boku LeBrona Jamesa w Cleveland. Prekursor sterczących fryzur zanim modę na to uczynił Elfrid Payton. Dobry defensor, ceniony przez króla Jamesa jako świetny role-player. W swoich dwóch pierwszych sezonach był członkiem najlepszej ekipy Knicks w ostatnim 20-leciu, która dwukrotnie grała w play-offs z jaśnie świecącą gwiazdą Carmelo Anthony'ego, wnosił sporo energii z ławki. Oddany do Cavaliers za Lou Amundsona co dobitnie świadczy o polityce transferowej Knicks w ubiegłych latach.
2010 rok
38 pick – Andy Rautins - krótka przygoda zakończona 5 meczami w nowojorskich barwach, następnie oddany w wymianie do Dallas i zwalniany przez trzy kolejne kluby w których nie zagrał ani jednego spotkania. Od prawie 10 lat tuła się po kolejnych klubach europejskich, ostatnio w Panathinaikosie Ateny.
39 pick – Landry Fields - wybrany z niskim numerem, a przez dwa lata był graczem pierwszej piątki Knicks. Trochę nieporadny i koślawy styl, ale w zalewie draftowej tandety z ostatnich lat jawi się jako gracz z którego można było wyciągnąć trochę więcej, zwłaszcza jako defensywnego role-playera z ławki. Z Nowego Jorku trafił do Raptors gdzie zakończył karierę z powodu kontuzji. Obecnie asystent GM-a w Atlancie Hawks.
2009 rok
8 pick – Jordan Hill - duże oczekiwania, mało chęci do pracy. W Nowym Jorku utrzymał się pół sezonu, ale w samej lidze aż 8 lat. W Lakers swego czasu wyciągał solidne 12,0 pkt i 7,9 zb na mecz. Trochę zmarnowany pick bo Knicks dostali w zamian podstarzałego Tracy'ego Mc Grady'ego bez kolan. A to tylko potwierdzenie jedynie słusznej tezy, że nikt nigdy nie przykładał w NYK wagi do szkolenia i rozwoju draftowych prospectów.
2008 rok
6 pick – Danilo Gallinari - niewinna ofiara pogoni Knicks za marzeniami o wielkości, której na imię Carmelo Anthony. Bardzo dobre 2,5 roku w Knicks ze średnimi powyżej 15 pkt i prawie 5 zb na mecz. Ale przy wymianie z Denver każdy oprócz Amare był wtedy na wymianę. Gra w NBA do dnia dzisiejszego, świetny strzelec (ostatnie 2 lata ma skuteczność powyżej 40% za 3), ceniony weteran, ostatnio kompan Chrisa Paula w Oklahomie.
2007 rok
23 pick – Wilson Chandler - kolejny obok Gallinariego zawodnik, który odfrunął do Denver po kilku solidnych sezonach w Nowym Jorku (ponad 16 pkt/mecz). Jeden z najbardziej wytatuowanych graczy w lidze. Miał też epizody w lidze chińskiej w drużynie Zhejiang Lions. Chandler zaliczył sporo solidnych sezonów w Denver, potem raczej mało znacząca postać w Philadelphii i Brooklynie.
2006 rok
20 pick – Renaldo Balkman - w zasadzie to wyróżniał się dredami i tym, że wrócił po latach do Knicks. Prawdziwy obieżyświat - po tym jak uznał, że NBA to jednak nie dla niego, grał na Filipinach, w Wenezueli, Portoryko i Meksyku, wszędzie tam gdzie jego portorykańska dusza zaznała zioła na legalu.
29 pick – Mardy Collins - wicemistrz Polski z Turowem Zgorzelec w sezonie 2014/2015 - takie są fakty! Zapowiadał się na ciekawego rozgrywającego, ale w Knicks nikt mu nie dał poważnej szansy. Trafił na erę Stephona Marbury'ego i Nate Robinsona, gdzie ciężko było o minuty na parkiecie. Oddany wraz z Zachem Randolphem do Clippers za Cuttino Mobleya i Tima Thomasa. W późniejszych latach występował z sukcesami nie tylko w Polsce, ale przede wszystkim w Lokomotivie Kubań.
2005 rok
8 pick – Channing Frye - to był chyba najlepszy draft w ostatnich 20 latach. Frye jednak największe triumfy święcił u boku LeBrona w Cleveland (mistrz 2016) jako solidna "stretch 4" z ławki. W Knicks dwa solidne sezony, ale bez wielkiego przełomu, który znalazł w swojej grze dopiero w Phoenix dowodzonym przez kończącego karierę Steve'a Nasha.
30 pick – David Lee - kolejny mistrz NBA, w barwach Golden State Warriors. W dodatku dwukrotny uczestnik Meczu Gwiazd. Najlepsze lata miał w Nowym Jorku (trzy sezony ze średnimi double-double). Można było z niego więcej wycisnąć, gdyby był lepszym obrońcą. A tak okazał się zbyt ryzykowną inwestycją, żeby wokół niego budować poważne granie w MSG. Prywatnie mąż pięknej tenisistki Caroline Wozniacki.
54 pick – Dijon Thompson - w Knicks nie zagrzał nawet minuty - w dzień draftu został oddany do Phoenix za Quentina Richardsona i Nate'a Robinsona. Jako ciekawostkę podamy fakt, że jego pick trafił do NYK w ramach wymiany z Houston za ... coacha Van Gundy'ego. W NBA miejsca nie zagrzał, ale z powodzeniem w kolejnych latach występował w Europie.
2004 rok
44 pick – Trevor Ariza - absolutny fenomen bo gra w lidze do dnia dzisiejszego (i to jako ważna postać). Mistrz NBA z Los Angeles Lakers w 2009 roku u boku Kobe'go Bryanta. Świetny obrońca, nie bez przyczyny Kobe chciał go w swojej drużynie. W Knicks był jako 20-latek, grający 18-19 minut na mecz, bez żadnych symptomów tego co osiągnął później. Ostatni sezon spędził w rewelacyjnych Blazers jako solidne wsparcie dla Damiana Lillarda. Ogółem Ariza zwiedził aż 9 klubów w NBA.
2003 rok
9 pick – Michael Sweetney - skończył Georgetown. Zaczął jako potencjalny następca Patricka Ewinga, skończył z wielką nadwagą i wielkim niedosytem. Chichotem losu oddany do Bulls za kolejnego grubaska Eddy'ego Curry. Następnie tułał się po Portoryko i Urugwaju.
30 pick – Maciej Lampe - polski rodzynek, witany owacjami przez zgromadzoną w czasie draftu w MSG nowojorską gawied. Niestety w Knicks nie zdążył zadebiutować bo został oddany w wymianie za innego Polaka Cezarego Trybańskiego i paru innych poważnych gości. Kariery w NBA nie zrobił ze względu na brak chęci do ciężkiej pracy. Potem kilka lat z sukcesami na europejskich parkietach i to w poważnych ekipach (Maccabi Tel Awiw, FC Barcelona, Chimki Moskwa, Caja Laboral). Miał potencjał na coś więcej, ale zabrakło cierpliwości i ciężkiej pracy jaką pokazał potem m.in. Marcin Gortat.
39 pick – Slavko Vranes - to miał być powiew Europy w Knicks. Obok Lampego wybrali serbskiego kolosa (229 cm wzrostu). W barwach NYK nawet nie zadebiutował, kariery w innych klubach NBA też nie zrobił. Potem parę lat w Europie oraz w lidze irańskiej.
2002 rok
7 pick – Nene Hilario - walczak i solidny podkoszowy z kilkunastoletnią karierą w NBA (Denver, Washington i Houston). W Knicks nie zagrał, został wymieniony w dniu draftu m.in. za Antonio Mc Dyessa, który jak wiadomo miejsce w NYK znalazł tylko na 18 spotkań, po czym uciekł do Phoenix.
36 pick – Milos Vujanic - bez mała można powiedzieć, że to legenda serbskiej koszykówki, bardzo utytułowany gracz, który koniec końców do NBA nigdy nie trafił. Z różnymi klubami był mistrzem Jugosławii, Włoch, Grecji i Turcji. Jest także mistrzem świata (2002 z Indianapollis) oraz zdobywcą Euroligi (z Panathinaikosem).
2001 rok
38 pick – Michael Wright - zamiast trafić pod strzechy Madison Square Garden, Wright zaczął poważne granie w Hali Ludowej we Wrocławiu, gdzie w 2002 roku został mistrzem Polski w barwach Śląska, odgrywając jedną z czołowych ról w drużynie obok takich legend naszego basketu jak Maciej Zieliński czy Dominik Tomczyk. Dobra postawa zaoowocowała kilkoma niezłymi kontraktami w Europie. Niestety w listopadzie 2015 roku został zamordowany na Brooklynie.
42 pick – Eric Chenowith - wybrany przez Knicks, ale meczu u nas nie zagrał. Podobnie jak w 7 innych klubach. Kontynuował karierę w Europie.
2000 rok
22 pick – Donnell Harvey - już w dzień draftu wytransferowany do Dallas. W NBA spędził parę ładnych lat, łącznie w 5 klubach, najczęściej jako głęboki rezerwowy.
39 pick – Lavor Postell - w Knicks spędził 3 lata (w sumie 61 spotkań), grając słabe minuty. Zapamiętany głównie ze swej łysej głowy. Potem grał w Europie i ligach Ameryki Łacińskiej.
20 lat i 33 zawodników. Można by z nich zrobić całkiem solidny skład z potencjałem na play-offy na słabym Wschodzie. Niestety w Nowym Jorku nikt nigdy nie był zainteresowany budowaniem zespołu wokół młodych graczy i pracy z nimi, żeby to właśnie w MSG ich talent rozbłysnął pełnym blaskiem. Najczęściej bez mrugnięcia okiem kolejni GM-owie oddawali nasze młode talenty w jakichś bezsensownych wymianach za podstarzałe gwiazdki mające tu i teraz sprzedać więcej biletów i koszulek. Wśród draftowych wyborów Knicks mamy przecież mistrzów NBA (Frye, Lee, Ariza czy Schumpert), co prawda nie w pierwszoplanowych rolach ale przecież był u nas Carmelo w swoich najlepszych latach, można się było pokusić o budowę czegoś trwalszego niż druga runda playoffs, co do dziś pozostaje najlepszym wynikiem drużynowym w ostatnim 20-leciu.
Draft 2020 już za parę dni, miejmy nadzieję, że nowy management wraz z trenerem pokusi się o kolejną próbę odbudowy tym razem w oparciu o wybory draftowe i nie zmarnuje danej szansy np. w pościgu za samolubnego Westbrooka. Przykład Golden State Warriors pokazuje, że można (Curry, Thompson, Green) sobie wychować nawet mistrzów, jeśli się chce i jeśli obuduje się młodzież odpowiednim sztabem szkoleniowym i odpowiednią kulturą organizacji. Wszystkie zmiany w biurach klubowych i zatrudnienie całego szeregu fachowców z doświadczeniem od skautingu i trenerów specjalizujących się w rozwoju młodych pozwala mieć nadzieję, że wszystko w organizacji Knicks zmierza ku względnej normalności. Oby nasza nadzieja po raz kolejny nie okazała się "płonna", tylko stała się "zapłonem" dla kolejnych dobrych decyzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz