New York Knicks mieli łaskawy kalendarz w okolicach All Star Game. Jeden mecz w poprzednim tygodniu, potem przerwa (poza R.J. Barrettem) i w kolejnym tygodniu znowu jeden mecz. Mogli odpocząć i zawodnicy i kibice.
New York Knicks - Indiana Pacers 98:106
Jedynym rywalem w tym tygodniu byli Pacers. Za każdym razem, gdy Knicks z nimi grają, to przypomina mi się, że to oni dostali Victora Oladipo i Domantasa Sabonisa do Thunder (za Paula George'a) w tym samym okresie, gdy z Oklahomy do Nowego Jorku powędrowali Enes Kanter i Doug McDermott (za Carmelo Anthony'ego). W pierwszej kwarcie na pierwszym planie była obrona. Oba zespoły nie pozwalały rywalowi na rozpędzenie się. Dobrze funkcjonowała obrona obwodowa - większość punktów była zdobywana spod kosza, ewentualnie półdystansu. Dobre zawody grał R.J. Barrett. W drugiej kwarcie Pacers się obudzili i zaczęli pokazywać, dlaczego są lepszą drużyną od Knicks. Skuteczni w ataku byli Sabonis, Warren oraz... Doug McDermott. Dodatkowy zryw Oladipo w końcówce, spowodował, że na przerwę Knicks schodzili przegrywając różnicą 7 punktów. Prawdziwy dramat nastąpił po przerwie. W ciągu 8 minut Pacers zmiażdżyli Knicks i powiększyli przewagę do 21 punktów. Gospodarze dosłownie nie istnieli w ataku. Jedyny zwodnik, do którego nie można się przyczepić to Mitchell Robinson (8 punktów, 2 bloki i przechwyt). Na początku ostatniej kwarty Knicks szybko udało się zredukować przewagę dzięki rzutom z dystansu trafionym przez Portisa i Ntilikinę. W połowie tej części gry dobry moment miał Barrett. Mimo słabszej gry w ataku, Pacers utrzymywali się na prowadzeniu po punktach Warrena. Na pół minuty przed końcem, po trafieniu Dotsona, Knicks przegrywali tylko 4 punktami. Ale dzięki trafianiu rzutów wolnych, gościom udało się dowieźć zwycięstwo do końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz