Krótką serię meczów wyjazdowych zaczęliśmy w Cleveland. Zaczęliśmy składem Mudiay - Hardaway - Knox - Vonleh - Kanter. Nadal nieobecny był Trey Burke. Cleveland wydawali się łatwym przeciwnikiem gdyż bez LeBrona są cieniem drużyny, która 4 razy z rzędu grała w finale. Ale Knicks pokazali, że mogą wszystko, w tym przegrać z outsiderem konferencji.
Początek był dosyć wyrównany. Co prawda obrona Knicks nie mogła sobie ze skutecznym Rodneyem Hoodem, ale ze strony nowojorczyków celnie trafiał Kevin Knox, który początkowy kryzys rookie ma już chyba za sobą. Niestety im dalej w las, tym gorzej - indywidualne akcje Knicks nie przynosiły skutku, a w Cavs z ławki punktowali Jordan Clarkson i Mathew Dellavedova (czy ktoś jeszcze pamięta, że był on jednym z bohaterów finałów w 2015 roku?). Po pierwszej kwarcie 39-23 dla gospodarzy.
Mozolne odrabianie strat zaczęli Ntilikina z Dotsonem. I naprawdę to było mozolne odrabianie strat gdyż ze strony gospodarzy regularnie punktował Clarkson, a pozostali wykorzystywali słabą obroną Knicks i co rusz fundowali naszym graczom kolejne kontrataki - brylował w tym zwłaszcza rookie Collin Sexton - młodość idzie młodość. Do gry w ataku aktywniej podszedł nasz turecki środkowy - Kanter trafił nawet trójkę - rzut nad którym pracował latem (szkoda, że tak rzadko rzuca, skuteczność na poziomie 35% jak na środkowego jest niezła, a pozwoliłaby dodatkowo rozciągać obronę). Mimo to, przewaga Cavs nadal oscylowała w granicach 14-16 punktów. Dopiero 5 punktów Vonleha tuż przed przerwą pozwoliło zniwelować stratę do 11 punktów i z optymizmem spojrzeć na drugą połowę.
Początek drugiej połowy to szaleńcza pogoń Knicks zakończona sukcesem. Największe wrażenie zrobił w tym fragmencie Kevin Knox swoim blokiem na Hoodzie, a potem punktami z kontry po indywidualnym wjeździe pod kosz. Szybko zrobił się remis po 67. W tym fragmencie widzieliśmy kawałek naprawdę solidnej defensywy ze strony naszych graczy. Końcówkę kwarty kontrolował Ntilikina zdobywając 7 punktów i trzymając w ryzach defensywę Cavs.
Czwarta kwarta to walka punkt za punkt, z nieznaczną przewagą Cleveland. Na minutę przed końcem Knicks przegrywali 101:105. Wtedy swój wielki rzut za 3 trafił Knox. Chcielibyśmy wierzyć, że to pierwszy z jego wielkich rzutów w karierze bo ma do tego wszelakie predyspozycje. Chwilę potem nasza nadzieja rookie poprawiła wsadem po kontrze Mudiaya i dosyć niespodziewanie Knicks wyszli na prowadzenie 106:105. Odpowiedział sky hookiem Rodney Hood, a potem miała miejsce dosyć kontrowersyjna sytuacja w której na wychodzącego w powietrze Mudiaya opadł Cedi Osman - sędziowie faulu nie gwizdnęli, ale kontakt ewidentnie był. Knicks musieli faulować, Cavs trafiali wolne (Osman, Dellavedova), Knicks zaliczyli stratę i niecelny rzut. Wszystko się posypało właściwie nie wiadomo dlaczego. Czy ta sytuacja z faulem na Mudiayu tak zestresowała naszych, że nie umieli wyegzekwować swoich zagrywek w ostatnich sekundach? Zabrakło trochę cwaniactwa w końcówce.
Czas na oceny indywidualne:
Emmanuel Mudiay (16 pkt, 8 zb, 7 as, 2 prz) - wyrasta na cichego lidera zespołu, widać pewność siebie w kozłowaniu, w podawaniu piłki i dowodzeniu zespołem. Ma ciągoty do oddawania decydujących rzutów i brania na siebie odpowiedzialności - tym razem więcej popsuł (vide końcowa minuta - niecelny rzut i strata), ale dobrze, że ktoś próbuje.
Tim Hardaway (20 pkt, 5 zb, 4/9 za 3) - znowu solidnie punktowo i kiepsko w obronie. Clarkson i Hood chętnie grali z nim 1 na 1 co zazwyczaj kończyło się łatwymi punktami dla Cavs.
Kevin Knox (19 pkt, 7 zb, 2 bl, 3/6 za 3) - ten dzieciak ma wielki talent, a wielkie mecze jeszcze przed nim. Złapał luz, którego zabrakło w jego pierwszych meczach w NBA. Dwa piękne bloki i kilka ważnych rzutów. Już nie możemy się doczekać jego duetu z Porzingisem.
Noah Vonleh (7 pkt, 5 zb, 2 bl) - trochę przeszedł obok meczu, niby walczył na tablicach, ale bez błysku. Na plus 5 punktów pod koniec 2 kwarty, co dało lepszy kapitał do odrabiania strat po przerwie.
Enes Kanter (20 pkt, 10 zb, 3 as) - pan statystyka, kręci cyferki z których niewiele wynika bo w obronie jest czarną dziurą która daje więcej strat dla drużyny niż zysków. Na plus pisze mu się trafiona trójka, powinien częściej próbować - 35% to dobry wynik jak na centra.
Frank Ntilikina (16 pkt, 3 zb, 4 as) - kolejny gracz, który odzyskał pewność siebie. Nie jest pierwszym PG i to chyba uwolniło Francuzowi jakąś zapadkę w głowie. Pewnie trafia, nadal solidnie broni i zaczął aktywniej grać w kolegami akcje dwójkowe i trójkowe.
Damyean Dotson (4 pkt) - słabszy mecz na kiepskiej skuteczności (2/7). Na usprawiedliwienie w Cavs była cała masa szybkich i ruchliwych obrońców (Clarkson, Dellavedova, Hood, Sexton) za którymi ciężko było nadążyć z ustawieniem.
Mario Hezonja (2 pkt) - 11 minut a jakby go nie było
Luke Kornet (3 zb) - 8 minut a jakby go nie było
Mitchell Robinson (2 pkt) - walczył, ale nadal widać surowość w obronie, która objawia się pójściem na raz w każdej możliwej sytuacji/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz