Rywalem Knicks byli Washington
Wizards. Zespół z dużymi aspiracjami. Zespół z dużą ilością talentu. Zespół,
który regularnie zawodzi w Play Offach. Tegorocznym pomysłem na rozwiązanie
problemu jest Dwight Howard. Czyli do kotła z buzującym ego Walla, Beala i
Portera, dorzucamy zakurzonego dominatora strefy podkoszowej. Początek sezonu
zdecydowanie im nie wyszedł. A jak wyglądał mecz z Knicks?
Drugą kwartę Knicks rozpoczęli
moim „ulubionym” lineup’em (z Mudiayem na PG i Hezonją na PF). Słaba gra w
ataku spowodowała, że Wizards odskoczyli na kilkanaście punktów. Żaden z graczy
Knicks nie potrafił pociągnąć ataku (Trier szybko złapał faule, a Burke tylko
nieśmiało próbował). Ale obrona nadal funkcjonowała. Kilka kolejnych punktów
Kantera spod kosza i znowu udało się skrócić dystans do 6 punktów. Tylko co z tego,
skoro Knicks po raz kolejny wpadli w dołek w ataku (słabiutki Ntilikina i
Hardaway Jr) i Wizards zaczęli budować przewagę. Na szczęście w końcówce obudził się Dotson. Po
pierwszej połowie Wizards wygrywali 58:50.
Drugą połowę oba zespoły zaczęły
od agresywnej obrony. Niewiele akcji zespołowych, słabsza skuteczność w ataku –
ten mecz znowu był trudny do oglądania (m.in. Knicks popełnili dwa błędy 24
sekund pod rząd). W tej kwarcie w ataku Knicks nie istniał żaden zawodnik poza
lepszymi okresami Triera (ale przy dobrej obronie Wizards też miał problemy ze
skutecznością), Ntilikiny (ale szybko spadł za faule) i Hezonji. Na koniec
trzeciej kwarty Wizards prowadzili 81:78. Trzeba dodać, że przy takiej grze
ofensywnej Knicks, Wizards powinni zamknąć mecz w drugiej, najpóźniej trzeciej
kwarcie.
Początek czwartej kwarty – ZNOWU,
DRAMAT, ATAK!!! Nie no, jak ktoś mi wytłumaczy, jak z taką grą w ataku Knicks
mieli remis na 8 minut przed końcem, to dozgonny szacunek. Z drugiej strony,
taki a nie inny bilans Wizards nie jest przypadkowy. Dopiero ostatnia zapaść
ofensywna Knicks pozwoliła Wizards odskoczyć na kilkanaście punktów i utrzymać
przewagę do końca meczu. Ostatecznie Wizards wygrali 108:95. Oezu, jaki to był
ciężki mecz do przebrnięcia. Po takich meczach człowiek się zastanawia, kto
komu powinien płacić za oglądanie tego produktu.
Oceny indywidualne:
Mitchell Robinson (10 pkt, 6 zb, 1 bl) – starał się, ale miał
problemy z silniejszym Howardem. Nieźle na desce. Znowu straszył rywali swoim
zasięgiem. No i trafił wszystkie wolne.
Noah Vonleh (2 pkt, 4 zb) – znikający punkt. Problemy z faulami
bardzo ograniczyły jego czas gry. Nie miał za bardzo możliwości się wykazać.
Damyean Dotson (11 pkt, 6 zb, 2 as) – bardzo dobry moment gry w
drugiej kwarcie. Jednak kiedy brał się za rozgrywanie, to zazwyczaj kończyło
się stratą. Nieźle w obronie, ale miał problemy z Oubre.
Tim Hardaway Jr (7 pkt, 4 zb, 4 as) – wygląda na to, że grał z
kontuzją. I na tym zakończmy, bo nie pokazał nic w tym meczu.
Frank Ntilikina (6 pkt, 4 as, 1 zb, 2 prz) – kolejny zawodnik z problemem
z faulami. Słabiutki występ w ataku, miał duże problemy z agresywnym kryciem Wizards
(4 straty). Trzy słowa będące teraz jego przekleństwem w tym momencie: OPEN
JUMP SHOT.
Enes Kanter (18 pkt, 12 zb) – najpewniejszy punkt w ataku Knicks
(chociaż też na słabszej skuteczności). Umiejętnie znikał w obronie, chociaż w
tym meczu rywale nie potrafili tego wykorzystać.
Lance Thomas (5 pkt, 3 zb, 1 bl) – dał dobrą zmianę i zaprezentował
się nieźle i w obronie i w ataku. Dlaczego grał tak krótko? Kolejna kontuzja?
Allonzo Trier (9 pkt, 2 zb) – I następny z problemem z faulami. Jako
jedyny potrafił akcją indywidualną rozerwać szyki obronne Wizards. Mimo tego
nie zawsze znajdował drogę do kosza.
Mario Hezonja (10 pkt, 8 zb, 3 as, 3 prz) – solidny występ na tle
drużyny. W ataku trafił to co miał trafić. W obronie podnosił ręce i modlił
się, żeby rywal nie trafił (tym razem strategia była skuteczna). Te 3
przechwyty to życzliwość ze strony Wizards.
Trey Burke (13 pkt, 3 as, 2 zb, 1 prz) – zmienił fryzurę. Nie
zmienił gry w obronie. Nieźle w ataku, ale był moment w drugiej kwarcie, gdy
powinien wziąć grę na siebie.
Emmanuel Mudiay (4 pkt, 3 as, 3 zb, 1 prz, 1 bl) – znowu widzieliśmy
zagubionego Manuela. Bez pomysłu na grę. Dostał tyle minut tylko przez problemy
Ntilikiny z faulami i problemy zdrowotne Hardawaya Jr.
Ron Baker – miliarder, a zaczynał od roznoszenia pizzy.
Luke Kornet – miliarder, mama jest dumna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz