Ostatnim przystankiem w tej serii
wyjazdowej będzie Philadelphia. Ciekawy pojedynek – gospodarze to zespół, który
w erze „po Iversonie” zniósł wiele porażek, żeby zbudować rotację w oparciu o draft.
Raz było lepiej, raz gorzej, ale koniec końców udało się stworzyć trzon. Dodanie
Jimmy’ego Butlera do składu, to zagranie typu „sprawdzam” dla młodych liderów,
trenera i managementu. To już jest walka o mistrzostwo Konferencji Wschodniej,
a nie o jak najwyższy pick w drafcie. W sporej części Knicks chcą podążyć tą
drogą. Tylko trzeba zadać pytanie, czy w nowojorskim piekiełku są wystarczające
pokłady cierpliwości? Oby tak było. Tymczasem Knicks znowu rozpoczęli spotkanie
piątką Mudiay, Hardaway Jr, Hezonja, Vonleh, Kanter.
Na początku drugiej kwarty,
Knicks nadal mieli poważne problemy ze skutecznością, pomimo dobrych pozycji. Gospodarze
nie przepuścili tej szansy i ich przewaga szybko urosła do 20 punktów. Redick
urządził obwodowym Knicks trening z biegania na zasłonach. Pojawienie się Dotsona
na parkiecie trochę polepszyło grę w obronie. Natomiast w ataku wychodziły im
pojedyncze akcje – najczęściej po kontrach. Sixers cały czas kontrolowali
sytuację. Końcówka to popis ze strony Embiida, który co chwilę pokazywał
Kanterowi, jak słabym jest obrońcą. Do przerwy Sixers prowadzili 68:48. I tak to
był łagodny wymiar kary dla gości.
Trzecią kwartę Knicks rozpoczęli
solidną obroną. Nie zostawiali Sixers otwartych pozycji. Tylko, że to nie
dawało żadnych efektów na tablicy wyników, gdyż gra w ataku wyglądała
tragicznie. Hardaway Jr nadal za wszelką cenę próbował się wstrzelić (spoiler alert
– nie wstrzelił się). Goście nie byli w stanie niczym zaskoczyć obrony rywali. I
tak duża przewaga Sixers utrzymywała się. Po kilku skutecznych akcjach Butlera
i Embiida nawet wzrosła do 30 punktów. Dopiero udana końcówka Knicks (w tym
dwie trafione trójki) pozwoliła lekko ją zredukować. Po trzech kwartach gospodarze
prowadzili 93:68. Co tu dużo mówić, przy takiej grze Knicks – game over.
Czwarta kwarta była czystą
formalnością. Coach Fizdale widząc co się dzieje, dał szansę gry rezerwowym. Sixers
na początku wystawili pierwszą piątkę. Po kilku minutach, gdy upewnili się, że Knicks
nie zaczną pościgu, to również wymienili cały skład na rezerwowych. W tym
czasie Knicks nie mieli się czym pochwalić. Nieudane akcje indywidualne w
ataku, błędy w obronie. Tragiczny mecz dla nowojorczyków. Ostatecznie Sixers
wygrali 117:91.
Oceny indywidualne:
Enes Kanter (17 pkt, 6 zb, 1 as) – bardzo solidnie wyglądał w ataku.
Miał solidną skuteczność, a dodatkowo, aż 5 zbiórek było w ofensywie. Mały
kamyczek – aż 4 straty. A w obronie Embiid pokazał wszystkie wady Turka – kiepskie
poruszanie się, kiepskie ustawianie się i oczywiście nieogarnianie zmian
krycia.
Noah Vonleh (4 pkt, 7 zb, 1 as) – kolejny mecz, w którym miał
problemy z faulami. Ale za rywali miał na zmianę Simmonsa i Embiida. Walczył na
tablicach, ale w akcjach 1 na 1 zazwyczaj był bez szans.
Mario Hezonja (17 pkt, 5 zb, 1 as, 5 prz) – po słabym początku, rzucił
10 pkt – łącznie w całym meczu miał 17 (na średniej skuteczności, ale
przynajmniej nie żałosnej). Pomimo kilku błędów, naprawdę solidnie wyglądał w
obronie (m.in. dzięki temu te 5 przechwytów). Nie wierzę, że to piszę, ale był najlepszym
zawodnikiem Knicks w tym meczu.
Tim Hardaway Jr (5 pkt, 1 zb, 3 as, 1 prz) – po tym jak czarny kot
przebiegł mu drogę, rozsypał sól przechodząc pod drabiną. Katastrofa w ataku –
1/11 z gry i nic więcej nie trzeba pisać. Ponadto słabiutko w obronie, rywale
mijali go jak chcieli.
Emmanuel Mudiay (3 pkt, 1 as, 1 zb) – jak już wszyscy zaczęli klaskać
pośladkami nad jego grą, to przyszła zapaść. W ataku był statystą – oddał kilka
niecelnych rzutów z dystansu i zniknął. W obronie w ogóle nie nadążał za swoimi
rywalami (przede wszystkim Redickiem).
Kevin Knox (9 pkt, 7 zb, 1 as, 1 prz) – w porównaniu do poprzednich
występów widać poprawę. Tylko nadal jest sporo poniżej oczekiwań. W ataku
przynajmniej trafił w końcu kilka rzutów (może w końcu się przełamie). W
obronie nadal zagubiony. Ale chociaż walczy na tablicach.
Trey Burke (7 pkt, 1 as, 1 zb, 1 prz) – znowu nie trafiał. Trzeba
sobie zadać pytanie – gdzie jest Trey? Chyba nadal imprezuje w Bostonie.
Mitchell Robinson (5 pkt, 6 zb, 1 as, 4 bl) – postawił się
Embiidowi (nawet raz go zablokował). Ale co z tego jak szybko łapał faule. W
ataku żyje tylko z podań, a o to ciężko w zespole, który ma łącznie 14 asyst w
meczu.
Allonzo Trier (8 pkt, 3 zb, 1 as) – w tym meczu rzut mu nie
siedział, mimo tego, że potrafił się uwolnić spod opieki rywala. W obronie kilka
błędów w ustawieniu i tak jak inni miał problem z utrzymaniem się blisko
rywali.
Frank Ntilikina (2 as) – jego statystyki idealnie opisują wpływ na
grę ofensywną Knicks – żaden. Najgorsze jest to, że w tym meczu kiepsko
wyglądał w obronie. Gubił przeciwników na zasłonach, zostawiał za dużo miejsca.
To nie jest progres.
Damyean Dotson (16 pkt, 4 zb, 3 prz, 1 bl) – dobre wejście w mecz. Nieźle
grał w obronie, nawet przeciwko Butlerowi. Miał najlepszą skuteczność z graczy
obwodowych, ale trzeba nadmienić, że większość punktów zdobył w ostatniej
kwarcie
Ron Baker (1 as) – był na boisku. Czyli mecz zakończył się
wcześniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz