Po serii wyjazdowej do Nowego
Jorku zawitali Portland Trail Blazers – na ten moment lider Konferencji
Zachodniej. W składzie rywali jeden z najlepszych duetów obwodowych w NBA,
Damian Lillard oraz CJ McCollum. Patrząc na ostatnie „popisy” zawodników Knicks
(w szczególności obwodowych), to zapowiadało się spotkanie gołego tyłka z
batem. U nowojorczyków kolejna zmiana pierwszej piątki. Na mecz z Trail Blazers
wyszli zestawieniem: Mudiay, Hardaway Jr, Hezonja, Vonleh, Kanter. Tak, tak, to
nie pomyłka, proszę nie regulować ekranów. MARIO HEZONJA W PIERWSZEJ PIĄTCE.
Panie trenerze, nawet przy tankowaniu trzeba się szanować.
Druga kwarta też była wyrównana. Rezerwowi
Knicks nie pozwolili na wiele gościom. Sami pomimo problemów w ataku, regularnie
punktowaliPo stronie Blazers punktowali Stauskas i Leonard. . Burke miał
problemy ze skutecznością, lecz mimo tego forsował swoje rzuty. Dlatego nie
mogłem się doczekać, aż zaczną się zmiany. Po powrocie na boisko, znowu dobry
fragment miał Hardaway Jr. Vonleh dwoił się i troił na tablicach. Do przerwy
Knicks prowadzili 60:58.
Druga połowa również rozpoczęła
się dobrze dla gospodarzy. Dzięki udanym akcjom Mudiaya i Hardawaya Jr udało
się powiększyć przewagę. Gratis jeszcze Kanter trafił z dystansu. Przez większą
część kwarty, Knicks potrafili zatrzymać największe atuty Blazers. Ale koniec końców
róznica musiała się uwidocznić. Kilka dobrych akcji Lillarda oraz Nurkicia i na
koniec trzeciej kwarty Blazers prowadzili 89:85.
Przed czwartą kwartą Trey Burke
zdjął opaskę z głowy. To mogło znaczyć tylko jedno – koniec żartów. Niestety,
to był moment, w którym Knicks złapali zapaść w ataku. Blazers to wykorzystali
i odskoczyli na bezpieczny dystans. Knicks próbowali gonić – dzięki trafieniom
Burke’a i Hardawaya Jr nawet zbliżyli się do Blazers. W końcówce Vonleh jeszcze
miał szansę wyrównać wynik, ale spudłował oba wolne. Ostatecznie Blazers
wygrali 118:114.
Oceny indywidualne:
Enes Kanter (7 pkt, 5 zb, 6 as, 1 bl, 1 prz) – kiedy trafia na
silniejszego rywala, to pojawia się problem ze statystykami. Nurkić go zniszczył.
W obronie i w ataku.
Noah Vonleh (14 pkt, 14 zb, 2 as, 3 prz, 1 bl) – na ten moment, będę
w szoku, jeżeli Knicks go nie przedłużą. Największy walczak na tablicach, nawet
z silniejszymi rywalami. Tym razem na plus skuteczność z dystansu.
Mario Hezonja (2 pkt, 3 zb, 1 as, 1 bl) – granie Mario to
najczęściej jest pomyłka. Granie Mario w pierwszej piątce to zawsze będzie
pomyłka. Człowiek klops. Davidzie Fizdale’u – nie idź tą drogą.
Tim Hardaway Jr (32 pkt, 5 zb, 4 as, 1 prz) – kolejny świetny mecz w
ofensywie. Chociaż trzeba przyznać, że w końcówce trochę za bardzo oddał
inicjatywę Burke’owi. W obronie miał trudne zadanie krycia McColluma. Trzeba mu
oddać, że się starał, ale jednak poległ w tej rywalizacji.
Emmanuel Mudiay (16 pkt, 4 as, 2 zb) – zniszczony przez Lillarda.
Kolejny dobrmy mecz w ataku, szczególnie w trzeciej kwarcie. Tylko znowu nie
był rozgrywającym.
Frank Ntilikina (7 pkt, 1 as, 4 zb) – wszedł w momencie, gdy
Lillard niszczył Mudiaya. Wszedł po to, żeby kryć… Turnera??? Utrzymał swój
poziom w obronie. W ataku bardzo zachowawczo.
Trey Burke (19 pkt, 3 as, 3 zb) – statystycznie nieźle w ataku.
Tylko jego gra nie cieszy. W ogóle nie rozgrywa. Po zasłonie gra dwie opcje –
albo wjazd, albo rzut z półdystansu. W obronie istnieje tylko do momentu
zatrzymania się na zasłonie.
Mitchell Robinson (6 pkt, 5 zb, 1 as, 2 bl, 2 prz) – ma ten
problem, że gdy napala się na blok z pomocy, to całkowicie odpuszcza swojego
rywala. Ale trzeba mu oddać, że jest coraz aktywniejszy na tablicach – tylko brakuje
mu trochę masy.
Allonzo Trier (9 pkt) – nieźle wyglądał w ataku w drugiej kwarcie.
I tyle.
Kevin Knox (2 pkt, 1 zb, 1 bl) – występ bez historii. Problemy z
kryciem Stauskasa chwały mi nie dadzą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz