W Halloween do Nowego Jorku
zawitali Indiana Pacers. Mimo, że oba zespoły marzą o nawiązaniu do sukcesów z
lat świetności, to ich mecze zawsze mają większy ciężar gatunkowy. Dodatkowo w
składzie Pacers mieliśmy dwóch znajomych jeszcze z zeszłego sezonu – Kyle O’Quinna
i Douga McDermotta. Knicks kolejny raz rozpoczęli spotkanie składem Ntilikina,
Hardaway Jr, Dotson, Vonleh, Robinson.
Druga kwarta początkowo była
wyrównana. Oba zespoły solidnie grały w obronie. Po stronie Knicks wyróżniał
się Trier. Po zmianach, wynik w ataku utrzymywał Hardaway Jr. Knicks udało się
zneutralizować Oladipo (Sabonis sam się zneutralizował faulami). W końcówce
Robinson postraszył Pacers swoimi blokami. Przez słabszą skuteczność w
końcówce, Knicks schodzili na przerwę prowadząc tylko 52:50. Warto zaznaczyć,
że zdecydowana większość punktów Pacers, została zdobyta spod kosza.
W trzeciej kwarcie obie drużyny
kontynuowały mecz walki. Szczelne zasieki w obronach powodowały, że każde
punkty musiały być wydarte rywalowi. Po stronie Knicks atak prowadził znowu
Hardaway Jr, utrzymując dobrą skuteczność, szczególnie w rzutach z dystansu. Po
stronie Pacers znowu rozszalał się Oladipo, szczególnie wykorzystując switche,
po których jego krycie przejmował Kanter. W końcówce na parkiet wrócił Sabonis
i znowu raz po raz znajdował sposób na zdobycie punktów. Punktami odpowiadali
Trier i Dotson. Na koniec trzeciej kwarty Knicks prowadzili 81:77.
Czwartą kwartę lepiej zaczęli
Pacers i po punktach Oladipo, Sabonisa i Evansa wyszli na prowadzenie. W
kolejnych posiadaniach wynik dla Knicks trzymał prawie niezawodny (skuteczność
dobra, ale sporo strat w ataku) tego wieczoru Hardaway Jr. W końcową fazę meczu
obie drużyny weszły dużą liczbą nieskutecznych posiadań w ataku – straty, rzuty
z nieprzygotowanych lub wymuszonych pozycji. Do pewnego momentu taka gra była
wygodniejsza dla Knicks. Niestety, ostatnie dwie minuty meczu to był popis
Oladipo, który w bezpośrednich pojedynkach z Hardawayem Jr pokazał, kto był
najlepszym zawodnikiem meczu. Pacers wygrali ten mecz 107:101. Trochę szkoda
zmarnowanej szansy. Ale w tym sezonie są ważniejsze cele.
Oceny indywidualne:
Mitchell Robinson (0 pkt, 4 zb, 2 bl) – dobra gra Pacers pod koszem
i Robinson był całkowicie bezradny w ataku. W obronie miał świetny moment w
końcówce drugiej kwarty. Ku… zastawiaj tablicę!!!
Noah Vonleh (14 pkt, 10 zb, 3 bl, 4 as, 2 prz) – kolejny bardzo dobry
występ. Jako jedyny z graczy podkoszowych podjął walkę z Pacers. Rysą na tym
występie są głupie straty w ataku (łącznie 5).
Damyean Dotson (13 pkt, 3 zb, 1 prz) – trafiał w ważnych momentach.
Wykonał nieocenioną robotę w obronie. Może gdyby więcej czasu bronił Oladipo,
to wynik byłby inny.
Tim Hardaway Jr (37 pkt, 1 zb, 1 as) – to mógł być świetny występ.
Świetna skuteczność z gry (53%), fantastyczna skuteczność z dystansu (64%). A
potem dwie istotne straty w końcówce. Ehh Timmy, nie ułatwiasz sprawy. W
obronie solidnie dał mu się we znaki Victor Oladipo.
Frank Ntilikina (4 pkt, 7 as, 1 zb, 1 prz) – słabiutka skuteczność
w ataku. Ale z drugiej strony w końcu miał okazję się pokazać jako playmaker.
Solidna obrona Pacers, którą trzeba przechytrzyć. I akurat z tej roli Frank
wywiązał się nieźle. Jego podania przy wjazdach pod kosz są bardzo dobre. Gdyby
tylko koledzy potrafili je wykorzystać.
Enes Kanter (7 pkt, 6 zb, 2 as) – zmiażdżony, zniszczony,
zdemolowany, zdeptany. Tak wyglądał pojedynek Kantera z Sabonisem. Litwin pokazał
wszystkie problemy jakie ma Kanter w obronie.
Allonzo Trier (14 pkt, 3 zb, 1 as, 1 bl) – jedyne wsparcie z ławki.
Trafiał ważne rzuty. Wszystko na świetnej skuteczności. W obronie poprawnie,
chociaż widać, że w tym elemencie musi się poprawić.
Trey Burke (6 pkt, 2 as) – kolejny raz dostał limitowane minuty
(akurat w tak wyrównanym meczu to nie dziwi). Nic wielkiego nie zdziałał. Ale
też nic nie zepsuł w obronie.
Lance Thomas (3 pkt, 2 prz) – słabiutko w ataku. Starał się
nadrabiać w obronie, ale Pacers byli zbyt mocni pod koszem. Typowy Lance.
Mario Hezonja (3 pkt, 7 zb) – a mógłby być mało irytującym spot-up
shooterem. Nie, on musi się pchać pod kosz. Raz na jakiś czas wyjdzie z tego
ciekawa i skuteczna akcja. Ale poza tym to tylko pudła i straty. Nie tędy droga
Mario. Zegar tyka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz