Chicago Bulls czasy świetności
mają za sobą. Część polskich fanów pamięta jeszcze boje obu drużyn w Play Off w
latach 90-tych. Teraz Bulls i Knicks walczą o odbudowanie organizacji. Droga ta
sama – draft i rozwój młodych zawodników. Talent? Mnóstwo – Markkanen, LaVine,
Carter Jr czy Parker. Dzięki uprzejmości Phila Jacksona, każde spotkanie Knicks
z drużyną Markkanena będzie miało swój ciężar gatunkowy – szczególnie po
powrocie Porzingisa i Markkanena.
Drugą kwartę lepiej zaczęli
Knicks. Szybko odrobili stratę, a potem zaczęła się wymiana kosz za kosz. Niezłe
zawody rozgrywał Hezonja (oczywiście w momencie gdy to napisałem zrobił stratę).
W drugiej części tej kwarty Knicks zaczęli popełniać straty w ataku i Bulls
udało się to wykorzystać, głównie dzięki dobrej postawie LaVine’a w ataku. Dopiero
w końcówce Knicks się przebudzili i dzięki punktom Dotsona i Triera po
pierwszej połowie był remis 47:47.
Na początku trzeciej kwarty
Knicks szybko złapali 3 faule. Dodatkowo znowu nie potrafili złapać
odpowiedniego rytmu w ataku (ten brak ruchu bez piłki jest naprawdę irytujący).
Bulls wykorzystali słabszy moment Knicks i odskoczyli na 10 punktów (chociaż
również im zdobywanie punktów nie przychodziło łatwo). Sygnał do odrabiania
strat dał Mudiay, który trafił dwa rzuty z rzędu. Dzięki udanym akcjom Kantera
i Burke’a, Knicks udało się lekko zredukować końcówce kwarty. Po trzeciej
kwrcie Knicks przegrywali 72:78.
Czwarta kwarta to był
rollercoaster. Zaczęło się od skutecznej gry Knicks w ataku – dzięki punktom
Kantera i Hezonji przewaga Bulls stopniała do 1 punktu. A potem po raz kolejny
mieliśmy festiwal nietrafionych decyzji w ataku, dzięki czemu Bulls odskoczyli
na kilka punktów. Potem w drugą stronę, po udanych akcjach Kantera i Triera był
nawet remis. I po chwili LaVine trafił dwie tójki i znowu strata 6 punktów. Końcówka
to jednak dobra gra Knicks w obronie. Swoje punkty zdobywał w tym czasie Trier.
I na koniec czwartej kwarty był remis 102:102.
Pierwsza dogrywka to znowu
kulejące ofensywy po obu stronach. I Bulls i Knicks skupili się na skutecznej
grze w obronie, natomiast w ataku widzieliśmy same akcje indywidualne. W drugiej
dogrywce mieliśmy tego kontynuację. W końcówce Knicks mieli swoje szanse na
postawienie kropki nad i – najpierw Dotson nie trafił za 3 z otwartej pozycji,
a w ostatniej akcji Kanter spudłował z półdystansu. Po stronie Bulls
skuteczniejszy był LaVine. Na 3 sekundy przed końcem Mudiay trafił layup na
remis. Niestety w ostatniej akcji sfaulował LaVine’a i ten trafił jeden rzut
wolny. Ostatecznie Knicks przegrali z Bulls 115:116. To był chyba najgorszy
mecz Knicks w tym sezonie.
Oceny indywidualne:
Mitchell Robinson (3 zb, 2 bl) – jak nie dostaje piłek w pole 3
sekund to nie istnieje w ataku. Starał się w obronie, ale widać, że pierwsza
piątka to dla niego na ten moment zbyt wysokie progi.
Noah Vonleh (10 pkt, 11 zb, 2 bl) – bez problemów z faulami i są
minuty. Skuteczny na desce, solidny w obronie, ale słabiutka skuteczność w
ataku jak na podkoszowego. No i strat jakoś za dużo.
Damyean Dotson (18 pkt, 5 zb, 2 as) – kolejny solidny mecz. Nieźle
wyglądał w ataku, poza skutecznością z dystansu. W obronie utrudniał życie
LaVine’owi, ale ten miał swój dzień. Miał otwartą trójkę na zwycięstwo w
dogrywce. Szkoda.
Allonzo Trier (21 pkt, 3 zb, 2 prz) – miały być prezenty, kwiaty,
wizyty w zakładach pracy, a tu niemal cały mecz był dramatyczny w ataku (poza rzutami
wolnymi), ale w końcówce się obudził i jeszcze zdążył przedłużyć nadzieje na
zwycięstwo. Teraz czeka go powrót na ławkę. Ale on jeszcze wróci… z Olem.
Frank Ntilikina (2 as, 1 zb) – dramat. Najgorszy Frank jakiego
chcemy widzieć. Bo czym jest jego solidna postawa w obronie, gdy jest
bezwartościowy w ataku. Dramat.
Enes Kanter (23 pkt, 24 zb, 7 as) – jedyny pewny punkt w ataku
Knicks. Trafiał swoje rzuty. Miał najwięcej asyst w zespole (akurat to jest
trochę smutne). Zniszczył rywali na desce. Ale kilka razy głupio stracił piłkę.
Miał w rękach piłkę meczową… a nie powinien mieć. Serio, w kluczowej akcji
meczu Kanter dostaje piłkę na rzut z półdystansu?
Emmanuel Mudiay (16 pkt, 2 as, 6 zb) – trochę zaskoczenie. Solidnie
w ataku. Trafiał w ważnych momentach. I bardzo solidnie wyglądał w obronie. Najlepszy
mecz w barwach Knicks? Szkoda tego faulu w ostatniej akcji.
Mario Hezonja (15 pkt, 6 zb, 2 as, 1 prz) – to był ten solidny
Mario. Skuteczność do poprawy (szczególnie z dystansu), ale zrobił kilka
dobrych i ważnych akcji w tym meczu.
Trey Burke (8 pkt, 3 as, 2 zb) – nieźle w ataku i akurat tego dnia
powinien dostać kilka dodatkowych minut kosztem rzadkiego Franka. Nawet jeśli w
obronie był tyczką do mijania.
Lance Thomas (2 pkt, 1 zb) – znowu króciutko na parkiecie. Zastanawiające.
Kevin Knox (2 pkt, 1 prz) – wrócił po kontuzji. Kropka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz