Początek sezonu w Madison Square
Garden. Na dzień dobry rywalem Knicks byli Atlanta Hawks (dziękujemy Panom od
terminarza). Gospodarze na ten mecz wyszli piątką Burke, Hardaway Jr, Ntilikina,
Thomas i Kanter. Dużym zaskoczeniem była obecność Franka kosztem Knoxa, ale w
ostatecznym rozrachunku była to chyba słuszna decyzja trenera Fizdale’a.
Początek meczu był tragedią,
jeżeli chodzi o grę w ataku. Knicks spudłowali dziewięć pierwszych rzutów (po
drodze tylko 2 pkt Hardawaya Jr z wolnych). Nie siedziało zupełnie nic, Kanter
spudłował nawet wsad przy dobitce. W końcu trener Fizdale wziął czas. Od razu
po przerwie Ntilikina trafił za 3 i Knicks rozpoczęli odrabianie strat. Do
końca kwarty udało się zniwelować straty do 1 pkt, głównie dzięki rzutom Burke’a
i Hardawaya.
Druga kwarta to był mokry sen
każdego fana Knicks. Niemal każde posiadanie kończyło się punktami. Królem tej
części gry był Hardaway, który w tej kwarcie zdobył 16 pkt. Dzięki skutecznej grze
w ataku i w obronie, Knicks schodzili na przerwę prowadząc 23 punktami.
Po trafieniach Thomasa i Burke’a
na początku trzeciej kwarty przewaga wzrosła do 28 pkt. Niestety, potem Knicks
zaczęli podejmować złe decyzje w ataku, co kończyło się pudłami oraz stratami
(przewaga stopniała do 13 pkt). Na szczęście, dzięki wzmocnieniu obrony i błędom
Hawks w ataku, udało się dokończyć kwartę z przewagą 22 pkt. Ozdobą tej części
gry był wsad Triera w ostatnich sekundach.
Czwarta kwarta bez większej
historii. Knicks starali się utrzymywać bezpieczną przewagę, natomiast Hawks
wpuścili na parkiet swoich rezerwowych. Atak Knicks w tej kwarcie przejął
niestety Hezonja, który rzucał niemal z każdej pozycji (z różnym skutkiem).
Tylko dzięki solidnej grze w obronie udało się utrzymać wysoką przewagę do
samego końca. Ostatecznie Knicks wygrali różnicą 19 pkt i udanie rozpoczęli sezon.
Oceny indywidualne:
Enes Kanter (16 pkt; 11 zb; 1 bl) – w ataku oraz na tablicach jak
zwykle solidnie. Niestety jego obecność pogarszała defensywę. Jeszcze w akcjach
1 na 1 starał się i nieźle mu to wychodziło, to przy zmianach i pomocy w kryciu
był słaby (ale trzeba nadmienić, że wyglądało to lepiej niż w poprzednim sezonie).
Lance Thomas (3 pkt; 1 bl) – w ataku nie zaistniał. Natomiast w
obronie pracował za dwóch. Trener Fizdale wykorzystywał go również do pomocy
przy kryciu na obwodzie.
Frank Ntilikina (5 pkt; 5 zb; 3 prz) – najlepszy obrońca Knicks.
Jedyny, który nie miał problemów z ustawieniem przy zmianach krycia. Dobrze czytał
zagrywki rywala. W ataku podejmował śmiałe decyzje, ale jeszcze brakuje
wykończenia.
Tim Hardaway Jr (31 pkt; 6 zb; 5 as) – zgodnie z oczekiwaniami, był
najważniejszym graczem Knicks w ataku. Selekcja rzutów niestety nie była
zadowalająca, szczególnie przy rzutach za 3. W obronie średnio radził sobie z
rywalami, głównie przy wjazdach pod kosz oraz rzutach za 3 z rogu boiska.
Trey Burke (15 pkt; 4 as; 3 zb) – przez większość meczu razem z
Hardawayem Jr przewodzili w ataku Knicks. Tylko akurat Burke na dobrej
skuteczności. Miał dobre momenty w obronie, ale przez większość meczu był niemiłosiernie
mijany przez Younga i Lina.
Kevin Knox (10 pkt; 1 bl; 2 prz) – School of Hard Knox. Forsował
swoje akcje w ataku. Niestety większość była nieskuteczna (25% z gry, 20% za
3). Jest materiałem na bardzo dobrego obrońcę, ale często zostawiał rywalom
zbyt dużo miejsca, w szczególności na obwodzie.
Allonzo Trier (15 pkt; 4 zb; 2 bl) – świetny debiut. A mógłby być
jeszcze lepszy, gdyby nie kilka błędów w ataku. Ale chłopak ma w sobie to coś. Najczęściej
dryblujący zawodnik Knicks. Nieźle w obronie, ale zmiany krycia to element,
który koniecznie musi poprawić.
Ron Baker (2 pkt; 4 as; 4 zb) – koniec wakacji i wrócił stary Ron
Baker. Zdecydowanie lepszy w obronie od Burke’a, nie dawał się łatwo mijać
rozgrywającym rywali. W ataku zagubiony i popełniający dużo błędów. Skoro
jednak wywalczył sobie kredyt zaufania u trenera, to i my powinniśmy mu ją dać.
Noah Vonleh (12 pkt; 10 zb; 3 as) – pozytywne zaskoczenie. Bardzo
aktywny na deskach. Dobrze wykańczał akcje pod koszem. W przeciwieństwie do
Kantera potrafił pomóc kolegom w obronie.
Mario Hezonja (15 pkt; 3 zb; 3 prz) – niby solidnie w ataku, ale jego
grę ciężko się oglądało (szczególnie w czwartej kwarcie). Jego złe decyzje
rzutowe generowały kontry dla Hawks. Niby solidnie w obronie, ale zbyt często
dawał się mijać rywalom.
Mitchell Robinson (2 pkt) – wszedł, zdobył punkty i zszedł z
kontuzją. To nie był debiut marzeń dla niego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz